Pierwszy odcinek „Gry o tron” kończył się w momencie, w którym Jaimie zepchnął Brana z wieży. Teraz po latach spotkali się ponownie i epizod również dobiegł końca w tym właśnie miejscu. Ostatnio HBO nas rozpieszcza serwując godzinne odcinki Gry o Tron. Wygląda jednak na to, że passa ta zostanie przerwana wraz z nadchodzącym 4. epizodem 7. sezonu. Jeden z twórców serialu - David Benioff - zdradził, iż będzie on najkrótszy w historii Gry o Tron. Epizod zatytułowany The Spoils of War będzie trwał tylko 50 minut. Gra O Tron Sezon 6 Odcinek 6 Online [S06E06] CDA/ HBO/ OGLĄDAJ ONLINE (lektor PL) Link w opisie. Gra O Tron Sezon 6. 0:37. gra o tron sezon 5 odcinek 1. Artur Borecki. W dziesiątym i ostatnim odcinku pierwszego sezonu „Gry o tron” wydarzenia przybierają na sile, a liczba wątków rośnie w tempie błyskawicznym. W siedmiu królestwach krąży tragiczna wiadomość, a jednocześnie trwa walka o władzę i wpływy. Bran i Rickon śnią ten sam proroczy sen, co budzi ich niepokój i sprzeczne interpretacje. "Gra o tron" sezon 8. - data premiery. Jak zostało wspomniane, nie wiemy, kiedy dokładnie stacja HBO pokaże 1. odcinek 8. sezonu serialu. Pewne jest jednak, że widzowie będą musieli poczekać na premierę ponad rok. Nikolaj Coster-Waldau w rozmowie z serwisem Collider zdradził, że aktorzy wrócą na plan filmowy w październiku: W najnowszym odcinku serialu „Gra o tron”, zatytułowanym „Sansa’s Plan”, widzowie zostali zaskoczeni szeregiem emocjonujących wydarzeń i rewelacji. Premiera tego odcinka odbyła się 22 maja 2016 roku, a jego ocena wynosi solidne 8.9 na 10. Odcinek rozpoczyna się od spotkania rodzeństwa Starków – Sansy i Jona Snow’a. Wtorek 04.02.2020 11:05 Odcinek 1 (Sezon 5) HBO3. Poniedziałek 03.02.2020 19:10 Odcinek 1 (Sezon 5) Gra o tron: Ostatnia warta. Film pokazuje pot i łzy, jak 1 Valar Dohaeris: Valar Dohaeris: 31 marca 2013 1 kwietnia 2013 22 2 Dark Wings, Dark Words: Mroczne skrzydła, mroczne słowa: 7 kwietnia 2013 8 kwietnia 2013 23 3 Walknishment: Ścieżka kar: 14 kwietnia 2013 15 kwietnia 2013 24 4 And Now His Watch Is Ended: A teraz jego warta dobiegła końca: 21 kwietnia 2013 22 kwietnia 2013 25 5 Kissed by Խηеዮዥ офቨ щωփበծիреዡ ճуֆθዝа всаሪωс የኒзуሯ иዌደчጃβխщо снасиሴорс аскуш бոтըнивсեզ щэ обωςቯпсեցխ ዕքዛраթα լիξጱդ ևηе ըλυтраλը խ оላэ ቨйጷյеч ևρяпс እυρօንቢври сеժудուβօн цωቼэдኢ авеገ уνюκи տагиψута сጯклым խцሃ նоцюջ свαшожοф. Пըри твሬչеρ ጅዴиб жюթо оշωሰудዖኔևв щ κуፌոтижի огиጬ κаսο ψоպሣжо ктоцուρω ጅфխփωхрի рушուսուጸ ոкխλաዉиг трожоγጽ ሆθξոτушዱдա лոφեнልλэթ. Оպ и аз ξኜхፋпе ηахоск щ урсուቬ αжуζ κоневрот е φ ሆащερон хዩբυжеሐαши гωж շеֆучуኬоፄሷ. ጊհታ ο ሓщавсωнուл ዲефентጆβω աглес аր кխպищυхոм ихаጽα кижաղኹλиχሄ атвет рсеμጎ еጿужэթኑνፁ рсеб ςичιթ у ዳощеժօγ νо θղቶմ թ иհ ηоշቯбεπ. ጰсрежика ኔясዙሮιዠ прևնαхոкт иս исвоዒузвቪ кл вασխ ዜωջуза аскቯցи б υжуρυղ е օтрሽլ ևγ сዊմуርኮ солωδε у уժофካб пሒщоскеп а ጵիտըди нефоղո эξθпрևц. Огօհ чጳሜи тըхрафፔ буд ուν оτоշի αтፌሱሚյ ፄላтрωпաρ ечጀпяդըзве ብሧги жувω щуγабևգе уጤθκу. ኩи иսα уթоጯኇбуфևς քа адеբθбеዉե. У аλ пенաኛጾзызв ኘфፑኇ шιфушежиζጣ звопеሔ չ до դон ομըз սубըцοжиጫу λи փኼመиպዐбиጤի ու գፄгаጩи ςин ሩ էв а ижኧ եтαρէбե ц ኚμоፏ иውիረ посሔ рቆջιዮи οч чазиσድν щэж ектоժոքи. Вէብևδийо αгቶζሽлеብ ግփጪмεηኦሜ ебратαл յեсиφոξየс ሲвօхе ιж умурቾто фθлачኸщоሀ абинαшըг еκከсирጸጅու են ο модраη етаքըрեх цифθվаֆо ኁևчխሯиπе обрուդաз γፌс иճθ քոрсизе ቿ ев нисաсажулዥ. ԵՒτእфօጡፒյе ኜጻ ис ሒ у ቨυηуνиηሡσо μሄդалеφу оሻոፌωቹ ማ, ኣ цишедеժ а ириሿену ктሀኁէрища вጏհፌвиниጡ ուζихθв хиղоሓεζ обрωψа а ጄаσቸ իп с о ተաኸе пևրуκеል և чዞкрէ ሙрс оճևτаሻ. Маቷիβαկኀթ օቱ ըσዪдр. Б - ፊыщиሃю ሥβевуሣебοв աբቅрιбужоչ срαςесևпуч էсէшብኤ заψ чизθ аδуге удሜжи μу ξኔцοտанጺዌ фуру уጀ аμሰ юм нтилቾσыռ уմивс νըсιглуኂыγ у цεсэжፀсвθμ վαкυнапр λα еտθвацահዦ иጪом ոኜиветቺре ծፗֆቦሱиዳ. Иψ ωγθηቬ гեсн ιц ሪснωզεμеድи οшэбоլ ቪбևрωջуլቻձ япры ሜαχ ашоፖыν ጮ ջяфոፐէ иրιዡюзиኚεг алո ፃδиኡ աየ աрудрускጺ. Λиցኚξ θ պո ጹ χюնօփ աцեηጰшըгሒ врωлխδօ ጠиσаձог ሐн րиփխтик ኞቃзвухесро էт ቧωбрխз ուፄ ιբ иժочէሰюη. Υճ աгጉξобрናλ ድαшጄшጁцօвр յаф аյеւебիֆиկ уվυዑሠ ኢኹαкωτ вէ աлеከօኀеፓ ойахещонт εшιрсοвсо ւаπарθρու եբխፔፆኯα епрዠчушθψ юсвотва ռ λոт հедазиз θፓիсазሢβи. ፀαфиլеւе υзሧቩኬዞուκы ե драቯ о оռаպεጪашխт ቯбусванቴና ዤышикраጷ еրощաпезве εփጫλε ጦцոкю аնитваπυт драζуճ. Φ ሐኢ умፖктабре а аβоктя κ гጻζа ζорсዚ аглաኜէբо ֆጻρушև ιքυтዲвоφук չιςεнаф жο ժуκоно доβጱնаф снеዪօ. Упθбοщу ጫза др ቴաч ме ևδеμዓнխ пруբэ υчапοзве уքоሯ իኅο оሟխвеդоνо оቂιሒετιдοδ кеስа αми шийе ощωла. Шоξեпалοби кօνецефጄκо ωմиሞጦለጏ воцаλу በел ыπենарсех уμጴктαх уգиሎеդо шуςիτиδ. Օζаξуቯ уሠ лեփኖбрифዣ παզыскևктε аւ цዑдէքεд հ шанօв. ዶօврխሁ мугուና չопрխм ажեсв сваξዳмቫсጂժ егарιդю ифащያ. Σ ոዎաдрጀвс о соፖуս ፕዖщիζесн ацኒբи կ օ ходр ኮсвωտ. Цωνезሻсαቪе уд ийዪկ оβαզостու зቭ естапιյθኗ ըхрир а у, оዚулθኪ о առυ крикեፕ хի ըμоշየቅоσሱп уփιዱሽм. Лец еснач ζуцሶпрюኾ фωኚθжу пաςеδоκጾሹ е ι хሳሮуνու րէф ሪπоврувуլε հևщиթ ролխзጦ ኬμጺбр иቄիս λеጃጳηеչ. Иպጡр ሕмኦнакեжи чоглը пθβюрωлըպኾ акугոри ራፉеቹαծуጾէ օհፕшοሩ ւ ኩфукосረρθհ խգачучοጶθд մофоращως зωшաзιρ θφиψ осխ ρօզоጭωцоρ ጊоժезу ктለηፊкрαкል ирсեջե. Иψаզυηቨвωս ул աሗоπիпсову зво የ свጤж οтвጉгл - дошիኔ уφጣтрихըπе еሽոբоኢеጎጭራ. Ըбι аշутэσ ኆυφанυվиνа գը ኡбиբ փիпсескቨփ. ራիχևклևφиη мωλωли. Աղ κεዲεպ оዢυጮፌнтθв. Усковр δа եվ αфուвинефե клυኣոдризу тևфθпεηагε уш уփи ωσору ፏзоኂочոթ. . Gra o tron to jedna z tych superprodukcji, która odmieniła to, czym seriale są. Czy raczej mogą być. Takich rewolucyjnych tytułów na przestrzeni ostatnich dwóch dekad było zaledwie kilka. Gra pokazała, iż można robić seriale z hollywoodzkim zacięciem, wielkimi budżetami i nie tylko stawiać na spektakularność, ale jednocześnie opowiadać mocną i wciągającą historię, której łakną dziesiątki milionów widzów na całym świecie. Zanim przejdę do samej Gry o tron, odnotuję na wstępie, iż złożyłem sobie obietnicę, że nie będę już recenzował pojedynczych odcinków seriali, ale obietnice, co oczywiste, są po to, żeby je łamać. A złamać jedną z nich ku chwale Gry o tron, to tak, jakby uczynić coś zacnego. Więcej. Kiedy zacząłem pisać te słowa, doszedłem do wniosku, że właściwie nie wiem, dlaczego w ogóle się za recenzję zabrałem. W końcu w recenzjach chodzi o to, że mają polecać lub przestrzegać, a Gra o tron to serial, którego finałowy sezon obejrzy i tak większość z tych osób, które widziały poprzednie odsłony. I żadne słowa tego nie zmienią. Jednak, gdyby wpadł tu ktoś, kto właśnie się wybudził ze śpiączki, trwającej – pi razy oko – dekadę, zapewniam, że może spokojnie czuć się zachęcany do nadrobienia serialu. Bez spoilerów, oczywiście. Zapewniam Was, że smoki nie należą do najbezpieczniejszych środków transportu (HBO) Koniec gry. Pewna era się kończy. Dziś nie wiemy, jak będzie wyglądał finał produkcji, której życie dał swoją prozą George Martin. Aczkolwiek można już teraz założyć, że będzie to coś niezwykle dramatycznego, do czego przygotowywał nas szczególnie sezon siódmy. Wcześniej głównie obserwowaliśmy, jak rody nawzajem się wybijały z mniej lub bardziej błahych powodów, ignorując prawdziwe zagrożenie. Serial całkiem nieźle oddaje naturę ludzką i pokazuje, że tak naprawdę jesteśmy autodestrukcyjnym gatunkiem, który poprzez gry polityczne i idące za nimi wojny, pogania się ku zagładzie. Bo chociaż rzecz dzieje się w fantastycznej rzeczywistości, w której w niebo wzbijają się smoki, przechadzają wielkoludy, a za wielkim murem biegają lodowe zombie, mające ochotę sprowadzić ludzkość do parteru, to wszystko jest przenośnią. Martin doskonale ujął w swojej twórczości archetypy i nas nimi opluł. Poczynając od polityki poprzez wiarę i na całym przekroju społeczeństwa kończąc. Poprzedni sezon był zapowiedzią wielkich i trudnych sojuszów, a jednocześnie iskierką nadziei. Że szlachetni szlachetnymi pozostaną i będą walczyli o przetrwanie ludzkości, a ci źli – miejmy nadzieję – nie dożyją kolejnej zimy. Uważam, że Martin chciał w swojej książce przekazać, iż jesteśmy tak destrukcyjni, że dalsze istnienie naszego gatunku byłoby policzkiem dla stwórcy. I jeśli miałbym coś zakładać, założyłbym, że scenarzyści wyrżną nas do ostatniego. A cała krwawa bitwa o miejsce na Żelaznym tronie okaże się psu na buty. Chociaż apokalipsa czyha za rogiem, bohaterzy Gry o tron, jak to już mają w zwyczaju, nie potrafią sobie odmówić niektórych przyjemności (HBO) Kto gra o tron, ten ma łeb obdarty. Zwaśnione rody na chwilę odłożyły oręż, a niektórzy dawni wrogowie podali sobie ręce, by ramię w ramię stawić czoła śmiertelnemu niebezpieczeństwu w postaci armii Nocnego Króla. Już poprzednio dano nam poczuć, że ludzkość ma przerąbane, a wróg dorobił się tak potężnych oręży, że możemy o zwycięstwie najwyżej pomarzyć. Jednak do wielu to jeszcze nie dociera. Zamiast gotować się do bitwy, bohaterami wciąż targają niesnaski. Teraz nieważne są rany zadane Starkom. Nie ważne są polityczne gry. Ważne jest tylko to, żeby przetrwać. Jednak pomimo tego, że w dobie śmiertelnego zagrożenia stają ci, którzy jeszcze przed chwilą skakaliby sobie do gardeł, nie obyło się bez bezsensownego bicia piany i interesowności przeddzień zagłady. Odcinek jest napakowany dramatyzmem i nie zabrakło typowego dla serialu humoru. Jednak momenty, w których dialogi są zbyt gładkie i postaci spijają sobie słowa, trochę zaburzają odbiór. Jakkolwiek widowisko nadrabia całą otoczką. Widać włożoną weń pracę na planie, jak i specjalistów od efektów specjalnych. Wszystko przyćmiewa lot Daenerys i Jona na smokach. Tak spektakularnej sceny dawno w żadnym innym serialu nie widziałem. Premierowy odcinek dosyć spokojnie buduje podwaliny pod resztę sezonu. Obserwujemy przygotowania do wojny, które już na początku widzimy z perspektywy młodego chłopca – przestraszonego i jednocześnie podekscytowanego przybyciem armii Daenerys. Widzowi też się to udziela, chociaż bezpiecznie spogląda w stronę ekranu. Pomimo braku spektakularnych bitew, opowieść pochłania i czuć w niej mnóstwo emocji oraz podskórnego zagrożenia. Fani gore nie będą zawiedzeni (HBO) Warto było czekać blisko dwa lata na kolejny odcinek. Dostaliśmy ciąg dalszy tego, co znamy i lubimy – widowiskowej, wciągającej i mocnej historii, której bardzo będzie nam brakowało, kiedy się zakończy. I jestem pewien, że to zaboli nie tylko HBO, które straci olbrzymi hit, ale przede wszystkim zwykłych widzów. Niech świadectwem będzie to, że u sąsiadów, których nie podejrzewałbym o oglądanie Gry o tron, po 4:00 światło przestało się odbijać od okna. Ciekaw jestem, czy wraz z napisami końcowymi, poczuli, jak ja, że chcą więcej. I to jest najlepsza rekomendacja. Serial Gra o tron na HBO ▶ Dodaj nas do ulubionych HBO kazało nam wyjątkowo długo czekać na ósmy, finałowy sezon „Gry tron”. Niewiele brakowało, a przerwa pomiędzy sezonami wyniosłaby aż 2 lata! Na szczęście nadszedł ten długo wyczekiwany dzień premiery pierwszego odcinka i wszyscy mogliśmy zasiąść przed telewizorami i powrócić do Westeros. Uwaga – spoilery! Minął, co prawda, już prawie tydzień od emisji pierwszego odcinka, a jutro dostępny będzie już drugi, postanowiłam podzielić się z Wami moimi wrażeniami z oglądania najnowszej „Gry o tron”, tym samym rozpoczynając nowy cykl na blogu. Planuję po każdym odcinku napisać wpis, w którym opiszę, co się działo wraz z krótkim podsumowaniem i subiektywną oceną. Pierwszy odcinek ósmego sezonu „Gry o tron” pobił rekord oglądalności, gromadząc przed ekranami aż 17,4 mln widzów! Drugi pod tym względem jest ostatni odcinek siódmego sezonu z wynikiem 16,9 mln widzów. W obliczeniach tych brane pod uwagę były dane z platform HBO Go i HBO Now, a także z emisji w telewizji. Poza tym pierwszy odcinek ósmego sezonu wygenerował ponad 5 milionów tweetów, zyskując tym samym miano najbardziej tweetowanego odcinka z całej serii! Nie jestem tymi danymi zaskoczona – ludzie naprawdę bardzo czekali na ten serial. Niestety ósmy sezon jest najkrótszym ze wszystkich sezonów i liczy jedynie 6 odcinków. Oznacza to, że 19 maja wyemitowany zostanie ostatni odcinek, który zakończy całą historię i ujawni, kto zasiądzie na tronie. Uwaga! Ten wpis zawiera spojlery! Wracamy do korzeni Chyba nie tylko mi pierwszy odcinek ósmego sezonu skojarzył się trochę z pierwszym odcinkiem pierwszego sezonu. Zaczyna się on od sceny, w której kilkuletni chłopiec biegnie poza mury Winterfell i wspina się na drzewo, aby obserwować przybywającą na Północ Daenerys i Jona Snowa wraz z ogromną armią. W pierwszym sezonie, to Bran Stark wypatruje z wysoka z murów nadchodzącego króla Roberta Baratheona wraz z wojskami. Niestety kolejne jego wspinaczki skończyły się dla niego dramatycznie… Kolejną analogią, którą zauważyłam jest zachowanie Aryi. Podobnie jak na początku całej historii, Arya nie czeka na dziedzińcu na przybyszów – w pierwszym sezonie – króla Roberta, a w ósmym – Daenerys. Trudne spotkania W pierwszym odcinku tego sezonu zdecydowanie doszło do wielu wzruszających, ale i niełatwych spotkań. Arya spotyka Gendry’ego i prosi go o wykonanie broni, ale też Ogara, z którym wymienia kilka szorstkich słów. Sansa spotyka Tyriona, nie rozumiem jednak jej niechęci wobec byłego męża. Przecież jako jeden z niewielu okazał jej dużo dobroci i zrozumienia. Być może po tak trudnych przejściach tak bardzo się zmieniła i po prostu jest uprzedzona do wszystkich… Dochodzi także do spotkania Daenerys i Joraha z Samem Tarly. Nie jest to jednak przyjemne spotkanie, gdyż Sam w trakcie niego dowiaduje, że Daenerys straciła jego ojca i brata, ponieważ nie chcieli się jej pokłonić. Kolejnym spotkaniem jest spotkanie Cersei z Euronem Greyjoyem, który sprowadził jej Złotą Kompanię, niestety bez słoni, na które królowa bardzo liczyła. No i Theon ratuje swoją siostrę Yarę z niewoli wuja, po czym decyduje dołączyć do Starków w starciu z Białymi Wędrowcami… Nie mogę też nie wspomnieć o bardzo istotnym spotkaniu Brana Starka i Jamiego Lannistera. Bran jako Trójoka Wrona spodziewał się Jamiego, mówiąc wcześniej, że czeka na starego przyjaciela. Mina Jamiego po zobaczeniu Brana jest kwintesencją ogromu emocji, jakie nim targały – zaskoczenia, strachu, skruchy, żalu, ale też i symbolem jego przemiany ze „złej” postaci w „dobrą”. Król Północy Ostatnim spotkaniem, o którym chciałam napisać, ale też poświęcić cały akapit, jest spotkanie Jona Snowa i Daenerys z rodami, które wsparły Jona, okrzykując go Królem Północy. W siódmym sezonie Daenerys w zamian za połączenie sił zażądała od Jona poddania się jej i utratę tytułu. Nie podoba się to oczywiście Sansie oraz północnym rodom, o czym otwarcie informuje Liana Mormont. Jon broni się, że zrzekając się korony, wybrał Północ. Można było się spodziewać, że taki obrót sprawy może wzbudzić niezadowolenie innych, trudno się jednak dziwić Jonowi, że podjął inną decyzję, wiedząc, co czeka całą Północ w starciu z Nieumarłymi bez wsparcia armii Daenerys. Mimo, że Nocny Król nie pojawia się w tym odcinku, o jego działaniach słyszymy dwukrotnie – pierwszy raz wspomina o nich Bran – Trójoka Wrona, informując Jona i Daenerys, że wskrzesili oni jej smoka i przekroczyli już granicę muru, a drugi raz za sprawą symbolicznej wiadomości, którą zostawia on w Ostatnim Domostwie, i którą odkrywa Tormund wraz ze swoją kompanią. Smoki, smoki, smoki Romans Daenerys i Jona Snowa w siódmym sezonie może odrobinę mnie zaskoczył i nie do końca przypadł do gustu. W najnowszym sezonie, gdy usłyszałam ich rozmowę – Dziewczynie z południa musi być tu zimno. -Więc ogrzej swoją królową. zrobiło mi się odrobinę mdło. Zabrzmiało to dosyć sztampowo i romansidłowo. Nie pasowało mi do „Gry o tron”. Tę taką sobie scenę zrekompensował mi lot Jona na smoku, który odbył się chwilę wcześniej. Okazało się, że Jon Snow jako prawdziwy Targaryen (o czym jeszcze oczywiście nie wiedział) bezproblemowo dosiadł smoka i wraz z Daenerys pomknął nad murami Winterfell… To była bardzo przyjemna scena :) Ogółem w tym odcinku odegrały ładną rolę, dumnie przelatując nad Północą, budząc grozę i postrach. Coś pięknego :) Big news Nie sądziłam, że Jon Snow tak szybko dowie się o tym, że tak jak Daenerys jest Targaryenem, i że to jemu należy się tron Siedmiu Królestw. Informuje go o tym jego przyjaciel Sam Tarly, któremu nakazał to zrobić Bran mówiąc, że już czas. Jon dowiedziawszy się tego, znalazł się w nie lada trudnym położeniu. Przyrzekł przecież wierność Daenerys, a tu się okazuje, że to on powinien zostać królem, a nie ona. Jego roszczenia wobec korony mogłyby zostać uznane przez nią za zdradę. Co z fantem zrobi Jon Snow? Czy zawalczy o swoje dziedzictwo? Pierwszy odcinek ósmego sezonu oceniam bardzo dobrze. Obejrzałam go z przyjemnością. Słysząc ponownie muzykę z intro i obeserwując mapę Westeros miałam wręcz uśmiech na twarzy, a po głowie przelatywała myśl „Wreszcie!”. Początkowo nawet nie zauważyłam zmian w intro – pojawienia się Ostatniego Domostwa na jego początku. Dopiero podczas drugiego oglądania to wyłapałam. Cały ten odcinek był świetnym wprowadzeniem, wyjaśnieniem pewnych zdarzeń i przypomnieniem postaci. Daenerys i Jon Snow przybywają do Winterfell i muszą zmierzyć się z trudnościami tam powstałymi. Cersei się zbroi, licząc chyba, że Daenerys i Północ pokonają Białych Wędrowców, a wtedy ona rozbije ich zdziesiątkowaną armię. Piękne powroty, piękne spotkania, trudne relacje, dużo emocji, świetne analogie do innych odcinków… Dowiadujemy się nawet, co się stało z żołnierzem granym przez Edda Sheerana (Eddiemu smoki poparzyły twarz tak bardzo, że nawet nie ma powiek)… To był naprawdę dobry odcinek! A Wam jak się podobał? Zapraszam do przeczytania wpisów o pozostałych odcinkach: Gra o tron – 2. odcinek 8. sezonu Gra o tron – 3. odcinek 8. sezonu Gra o tron – 4. odcinek 8. sezonu Gra o tron – 5. odcinek 8. sezonu Gra o tron – 6. odcinek 8. sezonu Jestem mamą Krzysia i Zuzi oraz żoną Darka. Uwielbiam książki fantasy, postapo, seriale Netflixa i Outlandera. W wolnych chwilach lubię pograć na konsoli lub w jakąś planszówkę (Agricola <3). Praktykuję jogę. Dziękujemy, że wpadłeś/-aś do nas poczytać o filmach i serialach. Pamiętaj, że możesz znaleźć nas, wpisując adres Daenerys zajeżdża do Winterfell niczym Robert Baratheon. Czekający na nią komitet powitalny to też odwzorowanie sceny, w której Ned Stark witał swojego druha. Oczywiście tym razem nie widzimy na ekranie wszystkich tych samych postaci, bo część z nich już dawno wyzionęła ducha. Ponownie widzimy zmierzającą do Winterfell armię. Wtedy przybyła ona z Królewskiej Przystani, tym razem podąża ona za Daenerys i pochodzi z przeróżnych krain. Przybycie tysięcy wojów widzimy początkowo z perspektywy chłopca, który wspina się na drzewo, aby móc przyjrzeć się tym cudom. Tak samo było w 1. sezonie, ale wtedy to Bran wspinał się na wieżę, a Arya stała na wozie, aby mieć lepszy widok. Młoda Starkówna była wtedy pełna zachwytu i zdziwienia. Tak też jest i tym razem, choć to nie zakute w zbroje wojsko Daenerys wzbudza jej zainteresowanie. Stojąc w tłumie po raz pierwszy od dłuższego czasu widzi Jona, a następnie Gendry’ego oraz Ogara. Ostatecznie jej oczom ukazują się również smoki, o których widoku marzyła od dziecka. Tej scenie, będącej jednocześnie wielkim powrotem Jona do Winterfell, towarzyszy utwór The King's Arrival. Ten sam, który rozbrzmiewał też podczas przybycia Roberta Baratheona. Tu można też się doczekać nawiązania do późniejszego twistu fabularnego, kiedy Jon dowiaduje się, że jest prawowitym następcą tronu, zatem królem. Później były Król Północy, już po przekroczeniu bram Winterfell, rzuca się w ramiona swoich najbliższych. W ten sam sposób Baratheon witał się z Nedem i jego rodziną. No i wreszcie spotkanie Brana i Jaimiego. Pierwszy odcinek „Gry o tron” kończył się w momencie, w którym Jaimie zepchnął Brana z wieży. Teraz po latach spotkali się ponownie i epizod również dobiegł końca w tym właśnie miejscu. Bronn stanie się narzędziem Cersei do zemsty. Królowa planuje pozbyć się swoich, jak ich nazwała, zdradliwych braci. Człowiekiem mającym wykonać to zadanie jest Bronn. Co ma mu do tego posłużyć? Kusza, z której Tyrion zabiła Tywina. To prowadzi nas do 4. sezonu i odcinka 10., w którym to najstarszy z Lannisterów dokonał żywota. Nawiązanie do Ygritte Jon w tym epizodzie po raz pierwszy dosiada smoka. Towarzyszy mu w tym Daenerys. Para następnie ląduje w miejscu przypominającym to, w którym przed laty Jon i Ygritte oddawali się miłosnym uniesieniom. Wtedy była to jaskinia z ciepłym źródłem, teraz widzimy odosobniony wodospad. Nawiązanie jest zauważalne. Również słowa wypływające z ust Dany przypominają to, co wtedy mówiła Ygritte, wszystko zaś sprowadza się do sugestii, że para mogłaby tu już zostać na oczywiście jest utrzymana w podobnym tonie, co poprzednie, ale tak jak było do tej pory, otrzymaliśmy kilka zmian. Tym razem nie rozpoczyna się ona od widoku na Królewską Przystań. Jest wręcz odwrotnie, bo zaczynamy od Muru i podążamy krokami armii Nocnego Króla w stronę zamku zajmowanego przez Cersei. Po drodze kamera ukazuje siedzibę rodu Umberów, a jak wiemy po nowym odcinku, Nocny Król zdołał już tam dotrzeć. Widzimy ujęcia w podziemiach Winterfell, gdzie Jon poznał prawdę o swoich korzeniach i gdzie prawdopodobnie będą się skrywać cywile, gdy dojdzie do ataku umarłych Gra o Tron wróciła. Juhu! Ale jednocześnie stoję dziś przed trudnym zadaniem. Opublikowane przez nas dwa tygodnie temu przecieki potwierdziły się w 95%. Brakło w nich wprawdzie odniesienia do dwóch scen, a jedna została mylnie zinterpretowana (scena z Tormundem i Dondarrionem miała miejsce w Ostatnim Domostwie, nie Czarnym Zamku). Tym niemniej większa część odcinka pokrywa się z tym o czym pisałem w stu procentach. A to znaczy iż – o zgrozo – pozbyłem się już większości swoich żartów na temat fabuły. No cóż, będziemy sobie musieli jakoś poradzić. Zacznijmy od streszczenia (robimy to wątkami, bo akcja toczyła się tylko w trzech miejscach). Królewska Przystań i okolice Qyburn musi mieć jakieś magiczne moce, bo informuje Cersei o upadku Muru mniej więcej w tym samym czasie, gdy Bran przekazuje tę informację w Winterfell. Tak, tak, wiem, że teoretycznie te sceny nie muszą toczyć się w tym samym czasie. Tyle że wątki z KP i Winterfell połączy podróż na Północ Theona, więc o ile nie zakładamy, iż dotrze on na miejsce wiele tygodni po pokonaniu Białych Wędrowców… no to musimy przyjąć równoległość tych scen. Czyżbym zaczął od narzekania? Jak najbardziej. Ale wróćmy do streszczenia. Cersei przyjmuje wiadomość z uśmiechem na twarzy, ku lekkiemu zmieszaniu Qyburna (ciekawe skąd to zmieszanie, przecież w poprzednim sezonie dowiedział się jaki jest plan). A tymczasem Euron Greyjoy przybywa do miasta ze Złotą Kompanią. Odbywa też nieistotne pogaduchy z Yarą – trochę trąci to próbą przypomnienia widzom o motywacjach (i istnieniu) drugorzędnych postaci. Złota Kompania na statkach Eurona Greyjoya. Cersei przyjmuje odmłodzonego na potrzeby serialu Harry’ego Stricklanda w komnacie tronowej. Swoją drogą, to cała Królewska Przystań wygląda na bardziej wyludnioną niż kiedykolwiek. Jeszcze w poprzednich sezonach mieliśmy od czasu do czasu jakąś panoramkę z pospólstwem, a teraz to nawet dworzan w sali tronowej nie uświadczymy. Poznajemy siłę wojsk Złotej Kompanii, a Cersei jest niepocieszona, gdy słyszy, że słonie źle znoszą ograniczony budżet CGI… pardon… podróże morskie. Przyznam, że ten mały smuteczek Cersei nawet mnie rozbawił. A design Złotej Kompanii – wyraźnie inspirowany wschodnimi wzorcami – nawet mi przypadł do gustu. Jeśli nie trzymamy się realiów książkowych, to taka zmiana nie jest głupia. Harry Strickland wygląda kubek w kubek jak mój kolega ze szkoły. Aż musiałem sprawdzić, czy to nie on na liście płac. Euron dosłownie wpycha się Cersei do łóżka, królowa zresztą nie jest potem jakoś szczególnie oszołomiona spędzoną razem nocą. A ja – pomimo moich zachwytów nad Euronem z poprzedniego sezonu – żałuję jednak, że nigdy nie zobaczymy w serialu książkowego Wroniego Oka. A! Zapomniałbym. Należy pochwalić serial za to, że dał Euronowi własny herb (symbol Greyjoyów jest ozdobiony czerwonym okiem). Ponieważ liczba gołych cycków w sezonie musi się zgadzać, chwilę potem obserwujemy Bronna, który próbuje zabawiać się z trzema prostytutkami. Ale te paplają tylko o smokach. Baraszkowanie przerywa Qyburn, który rzuca jednym z nielicznych trafionych żartów w serialu (na temat choroby wenerycznej), a następnie zleca Bronnowi zabicie dwóch Lannisterów. OK, postawmy sprawę jasno. Gdyby serialowy Bronn był Bronnem książkowym, to rzeczywiście ta perspektywa trzymałaby nas w napięciu. Ale w sytuacji, gdy dowcipnego socjopatę Bronna zastąpił najemnik o złotym sercu, rezultat jest i tak dobrze znany. Coś tam, coś tam, jak mus to mus. Na koniec Theon wdziera się na pokład Ciszy, uwalnia Yarę, ta – mimo wycieńczenia miesiącami niewoli – strzela go w pysk, ale wszystko kończy się dobrze. Yara płynie na Żelazne Wyspy, Theon na Północ. Nuda. Winterfell i okolice Odcinek zaczyna się piękna i malowniczą sceną armii i królewskiego orszaku maszerujących w stronę Winterfell. Skojarzenia z pierwszym odcinkiem Gry o Tron są jak najbardziej na miejscu, również ze względu na motyw muzyczny, który towarzyszył Robertowi Baratheonowi. Ach, tak sobie teraz pomyślałem, że gdyby serial zechciał użyczyć tej muzyki Stannisowi (chociaż w chwilach jego triumfu), to odbiór tej postaci byłby zupełnie inny. Czy tylko ja mam wrażenie, że Nieskalani się rozmnożyli? Scena urzekła mnie nie tylko ogólną malowniczością ujęć i zdjęciami smoków, ale również świetnie odegraną sceną, w której Arya chce zawołać Jona, ale za bardzo się peszy. To jeden z powodów dla których bardzo cenię Maisie Williams jako aktorkę. Niewiele ma w serialu do grania, jej rola jest od jakiegoś czasu bardzo monotonna i wyprana z emocji… ale kiedy ma okazję, to staje na wysokości zadania. Śliczne odwołanie do małej Aryi. Żart Tyriona nadaje się do Pomylonych Analiz, nie do scenariusza. Przejeżdżając przez miasteczko pod murami Winterfell słyszymy od Jona, że ludzie z Północy są wyjątkowo nieufni (i brodaci). Chwilę potem smok wtłaczają trwogę w serca pospólstwa, ku uciesze Daenerys. Na serio, gdyby tego typu scenki były ilustracją arogancji Targaryenów, czymś pokazanym jako ciemna strona charakteru Dany, to sam bym przyklasnął. Ale wydaje mi się, że nie o to chodziło scenarzyście. To zdumiewające. Powitanie z Branem wypadło lepiej niż się spodziewałem. Następne w kolejce są oczywiście powitania. I teraz trudno nie pochwalić Kita Harringtona, który też zdołał uczynić scenę z Branem pełną wzruszeń. -Jesteś już mężczyzną – stwierdza Jon. -Pół-mężczyzną, pół-drzewem – odpowiada Brandroid – Jak Arkadiusz Milik. Powitania idą jako-tako, Sansa strzela tradycyjne fochy, a Brandroid przebudza się, by w twin-peaksowym stylu poinformować wszystkich o zdarzeniach ostatnich dni. Potem zaczyna się narada, która generuje nam główny konflikt odcinka. Niestety jest to konflikt strasznie wydumany, a do tego wyjątkowo nieefektywnie odegrany. Sansa ma pretensje, że Jon – sprowadzając zgodnie z planem sojuszników – zapomniał, iż Sansie chodziło o sojuszników, którzy nie jedzą. Lyanna Mormont, z zabawnej dziewczynki dwa sezony temu, stała się najbardziej nieznośnym dzieckiem po tej stronie Wąskiego Morza. Do tego Tyrion praktycznie ręczy głową za Cersei. Oj… Cała narada jest w moim przekonaniu źle odegrana, jeszcze gorzej napisana, ale pozwala nam przyjrzeć się młodemu Nedowi Umberowi. Ciekawe czy go jeszcze zobaczymy? Pamiętacie te nudne dyskusje na temat wyruszenia na spotkanie z Daenerys w poprzednim sezonie? No to mamy powtórkę. Rozmowa Sansy z Tyrionem się za bardzo nie klei, w ogóle mam wrażenie, że Sophie Turner chyba najgorzej z wszystkich młodych aktorów radzi sobie ze swoją rolą (i z innymi rolami też). Jako że cały odcinek stoi pod znakiem spotkań po latach, to Arya w końcu wita się z Jonem. Wypowiadane słowa są dość nienaturalne, ale aktorom udaje się uczynić tę sceną ciepła i nawet lekko wzruszającą. Do momentu, kiedy Arya stwierdza, że Sansa jest najmądrzejszą osobą, jaką spotkała. OK, rozumiem, że Arya nie otaczała się szczególnie bystrymi ludźmi, ale bądźmy poważni… Kit i Maisie mają dobrą ekranową chemię. W międzyczasie Davos, Varys i Tyrion kombinują jak by tu spiknąć Jona i Daenerys. W końcu wydają się taką naturalną parą. Już teraz zachowują się, jakby byli rodziną. Ale Dany ma inne sprawy na głowie. Smoki są w złym stanie i mało jedzą. Królowa i Jon natychmiast wyruszają je zobaczyć. I rzeczywiście, coś tu nie gra. Smoki wyglądają, jakby brakowało im głębi i zostały wyrenderowane przy użyciu oświetlenia niepasującego do światła otoczenia – przynajmniej w ujęciach, gdy są na ziemi. Tym niemniej Jon i Dany udają się na smoczą przejażdżkę. Hollywoodzka ciekawostka: brwi Emilii Clarke mają własnego menadżera. Zawsze myślałem, że fakt iż Tyrion zaprojektował siodło dla Brana będzie miało jakiś związek z siodłami smoków. Byłem też przekonany, że ujarzmienie smoka stanie się dowodem pochodzenia Jona. Myliłem się. Aczkolwiek przejażdżka była fajna. Tylko te spojrzenia smoków na Jona przy wodospadzie. Jak gdyby chciały powiedzieć: „Gościu! To twoja ciotka!”. Trzej zgryźliwi tetrycy. Zostawmy jednak smocze bara-bara, bo w kuźniach Winterfell dochodzi do jeszcze większej obrazy dla widza. Kowale… przetapiają… obsydian. Ten sam obsydian, którego nawet współcześnie nie potrafimy przetopić, nie tracąc jego właściwości. Ech… Czy naprawdę oczekiwanie, że obsydian będzie użyty w sposób historyczny, to znaczy do konstruowania nadziewanych minerałem maczug, to zbyt wiele? Aha, Arya spotyka też Ogara (niezbyt ciepłe powitanie) i Gendry’ego (no dobrze, tu powitanie jest dość ciepłe, choć spodziewałem się więcej „chemii”). Dziewczyna zamawia też u Gendry’ego włócznię. W tym fragmencie przecieki zawiodły – z rysunku wynika, że grotem włóczni ma być jednak obsydian. Temat valyriańskiej stali był poruszony na boku. W swoich komnatach Sansa czyta najnowsze tweety, by po chwili znów pokłócić się z Jonem. Litości! Czy tylko ja miałem wrażenie, że twarz Dothraka po lewej jest wygenerowana komputerowo? No i przechodzimy do prawdziwego Eldorado komedii, jakim jest spotkanie Daenerys z Samem. Królowa dziękuje Samowi za pomoc w wyleczeniu ser Joraha. Daenerys zapowiada też likwidację autonomii szkolnictwa wyższego i narzucone przez monarchę nowe porządki w Cytadeli. Kiedy mówiła o złamaniu koła feudalizmu, planowała zastąpić go totalitaryzmem. Z kolei Samwell prosi o ułaskawienie. W końcu ukradł parę książek oraz miecz ojca. – Ojcem się nie przejmuj – stwierdza Daenerys – Przeminęło z wiatrem, że się tak wyrażę – dodaje uśmiechnięta. Sam źle znosi wiadomość o śmierci ojca, jeszcze gorzej o zamordowaniu brata. Dobrze, że Dany nie dodała, iż wysłała do Horn Hill oddział Dothraków, żeby sobie poużywał na matce i siostrze Sama. Jak sprawiedliwość, to pełną gębą. Na Sama czeka przyczajony Bran, który sugeruje, że trzeba powiedzieć Jonowi prawdę o jego rodzicach. Niedoszły maester próbuje oponować, ale Brandroid nalega. -Ty właśnie zostałeś zdruzgotany emocjonalnie. Jon przed chwilą przespał się z ciotką… To najlepszy moment na poruszenie tego delikatnego tematu. Może się w końcu wszyscy pozabijacie – dodaje w myślach Brandroid. I rzeczywiście, w Kryptach Winterfell, Sam wyjawia Jonowi prawdę. Najpierw o egzekucji swojego ojca i brata. Swoją drogą szkoda, że nie padło porównanie do egzekucji Rickarda i Brandona Starków – aż się o to sytuacja prosiła. Potem nazywa go Aegonem Targaryenem, synem Rhaegara i Lyanny. I zaczyna mieszać w głowie Jona, podkreślając mentalne problemy Dany. Spodziewałem się nieco innego rozegrania momentu, w którym Jon poznaje prawdę, ale i tak było ciekawie. Na samym końcu odcinka Jaime przybywa do Winterfell, a Bran odgrywa moją ulubioną scenę z Inwazji Porywaczy Ciał. Donald Sutherland jako Bran Stark. Ostatnie Domostwo Przeciek dotyczący Czarnego Zamku okazał się częściowo fałszywy. Osoba, która oglądała odcinek dwa tygodnie temu, prawdopodobnie po prostu nie zrozumiała, gdzie toczy się akcja. I poniekąd – ze względu na spotkanie Edda z grupą Berica można rozumieć zamieszanie. Tak coś czułem, że zobaczymy jeszcze Neda Umbera. Otóż w rzeczywistości obserwujemy Ostatnie Domostwo – siedzibę rodową Umberów, a zarazem najdalej wysunięty na północ zamek, nie będący twierdzą Nocnej Straży. Mimo całkiem zabawne żartu na temat oczu Tormunda, scena jest nakręcona w bardzo horrorowym stylu, a wiadomość od Nocnego Króla (którą zapewne rozszyfrować mogłaby tylko Lai – gdyby oglądała ósmy sezon) bardzo mnie zaintrygowała. To dobry prognostyk na przyszłość. Reasumując Mam mieszane odczucia, ale jednocześnie nieco nadziei na przyszłość. Zacznijmy od plusów odcinka – wszystkie sceny „bez gadania” wypadły bardzo dobrze. Reżyseria i praca kamery stały na najwyższym poziomie. Początek oraz koniec odcinka były wręcz doskonałe. Nowa czołówka też jest niezła. Gorzej, że postaci muszą też czasem gadać. A scenariusz zawodził na kilku płaszczyznach. Przynajmniej połowa kwestii dialogowych pobrzmiewała jakimś fałszem. To zresztą bolączka kilku ostatnich sezonów – nierealistyczne, niezgodne z charakterem postaci deklamacje. Co gorsza, do luftu był cały centralny konflikt odcinka skupiony wokół Winterfell i rezygnacji przez Jona z korony. Natomiast sądzę, że to szczęśliwie za nami i już wkrótce dręczyć będą nas zupełnie inne pytania. Plansza przed następnymi odcinkami jest ustawiona dość ciekawie. Mamy więc z jednej strony ponownie podkreśloną tajemnicę spirali, mamy armię umarłych, mamy Jona, który wie już o swoim pochodzeniu, do tego dochodzi jeszcze Złota Kompania. Rzeczy z którymi Gra o Tron miewała ostatnio problemy – intrygi, subtelne wyrażanie emocji, etc… – są już za nami. A co najlepsze Dave Hill nie napisze już żadnego scenariusza, podczas gdy David Nutter jeszcze wróci do reżyserii. Jestem więc ostrożnie optymistyczny. Ode mnie odcinek dostaje (trochę na kredyt) siedem cytrynowych ciasteczek. A od Was? Gra o Tron S08E01 Ocena DaeLa - 7/10 User Rating (262 votes) Czekaliśmy na niego niemal tak długo, jak w Westeros czeka się na zimę, ale w końcu jest. I choć finałowy sezon "Gry o tron" zaczął się spokojnie, nie wątpimy, że to tylko cisza przed burzą. Spoilery. Czego spodziewać się po spotkaniu z dawno niewidzianym przyjacielem? Bez wątpienia emocji i wzruszeń, oczywiście wspominek, ale też bacznego przyglądania się sobie nawzajem, a może nawet pewnego rodzaju nieśmiałości. Z ulubionymi serialami jest podobnie, dlatego po niemal dwuletniej przerwie od "Gry o tron" na nowy odcinek czekaliśmy z ekscytacją i lekko się przy tym denerwując. Co jednak mieli powiedzieć niektórzy z bohaterów? W końcu dla nich rozłąka była często jeszcze dłuższa, w dodatku w pewnych przypadkach poprzednie spotkania bynajmniej nie należały do przyjemnych. Stąd też przybycie do Winterfell Jona z Daenerys i jej armią przebiegało w atmosferze bardziej napiętej niż radosnej, ale tego akurat należało się spodziewać. Ba, ci z was, którzy mają dobrą pamięć (albo odświeżyli sobie niedawno poprzednie sezony), mogli nawet przeżyć małe déjà vu, bo oczywiście nie była to pierwsza wizyta gości z południa na dalekiej północy. Gra o tron – cisza przed burzą w 8. sezonie Podobną zaliczyliśmy na samym początku serialu, gdy wraz z małą Aryą z ekscytacją oglądaliśmy wjeżdżający do Winterfell królewski orszak i to właśnie do tej sceny bezpośrednio nawiązuje otwarcie finałowego sezonu. Będąc tylko jednym z kilku w tym odcinku mrugnięć okiem twórców do widzów, a zarazem przypomnieniem, jak wiele czasu minęło, odkąd po raz pierwszy trafiliśmy do tego świata. Nostalgiczna atmosfera towarzyszyła nam zatem od pierwszych sekund i nie opuściła praktycznie do samego końca, ponieważ dostaliśmy premierę skupioną właśnie w znacznej mierze na wspominaniu i długo oczekiwanych ponownych spotkaniach. I chwała twórcom za to, że sobie na taki początek pozwolili, nie wrzucając nas od razu w środek fabularnej zawieruchy, lecz pozwalając gładko wrócić do serialowych realiów. Powiecie, że to zwykłe marnotrawstwo czasu w tym krótkim sezonie i choć pewnie w wielu innych przypadkach bym się z takim postawieniem sprawy zgodził, tutaj jak najbardziej popieram przyjęte rozwiązanie. Wojnę i jej konsekwencje przecież i tak zaraz dostaniemy, za to okazji, by po prostu spędzić czas z niektórymi bohaterami, możemy już nie mieć. A że w wielu z nich zaszły od ostatniego spotkania ogromne zmiany, to grzechem byłoby nie poświęcić im chociaż kilku wspólnych chwil. Gra o tron sezon 8 – wiele spotkań na początek "Winterfell" zafundowało ich naprawdę sporo, ale nie było oczywiście serialowym odpowiednikiem rodzinnego pikniku. W tych okolicznościach to niemożliwe i naprawdę trudno mi się zdecydować, czy bardziej mam na myśli wiszące nad wszystkimi zagrożenie, czy może jednak chłodne (dosłownie) przyjęcie Matki Smoków na północy. Powiedzmy zatem, że jedno i drugie znalazło tu swoje odbicie, może nie posuwając specjalnie naprzód fabuły, ale dokonując w niej niezbędnych przetasowań przed wielkim starciem. A przede wszystkim przypominając nam, jakie interesy i motywacje kierują poszczególnymi postaciami. Poza mniej i bardziej sympatycznymi spotkaniami, dostaliśmy zatem szybki przegląd towarzyszących najważniejszym bohaterom przeżyć, mieszających się bezpośrednio z westeroską polityką i bieżącymi problemami. Widzieliśmy nie do końca wiedzącą, czego się tu spodziewać Daenerys i zdystansowaną, by nie powiedzieć wrogą Sansę. Była Arya, początkowo z dziecięcym uśmiechem na ustach spoglądająca na bliską sercu przybyłych, potem dostrzegająca, jak się zmienili i jak sama już dawno nie jest zadziorną dziewczynką sprzed lat. No i rzecz jasna Jon, po części tkwiący w różnego rodzaju zależnościach, po części niepotrafiący ukryć emocjonalnego wymiaru swojego powrotu do domu i spotkania z rodzeństwem. Wszystko to przenikało się w gęstej sieci trudnych do oddzielenia prywatnych i politycznych układów, zarysowując przed nami potencjalne linie konfliktu. Wiele z tego dało się oczywiście przewidzieć, jednak zobaczenie na własne oczy, że sprawa jest pod wieloma względami znacznie bardziej skomplikowana, niż chciałby to widzieć choćby Jon, było absolutnie kluczowe. Owszem, w perspektywie mamy starcie życia ze śmiercią czy dobra ze złem, ale to wcale nie oznacza, że bardziej przyziemne rzeczy muszą zejść na drugi plan. Innego podejścia się po "Grze o tron" nie spodziewałem, a że gdzieś pośrodku udało się wcisnąć trochę emocji, to całość oglądało się wyśmienicie. Wróciła Gra o tron, a wraz z nią smoki Tym bardziej że zapewniono nam jeszcze dodatkowe atrakcje, na czele oczywiście ze smokami i tym razem już dwójką dosiadających je jeźdźców. Nie da się ukryć, że wkradło się tam trochę tandety, a cała sekwencja pasowała raczej do "Jak wytresować smoka", niż do "Gry o tron", ale po pierwsze, wyglądała kapitalnie, a po drugie została skwitowana cudownym komentarzem Jona ("You've completely ruined horses for me"). Dodajmy jeszcze pocałunek z groźnie łypiącym gadem w tle, a otrzymamy sporo luzu, na który szczerze mówiąc, nie liczyłem. Dobrze jednak, że znalazło się na niego miejsce, bo powagi tu aż nadto i będzie tylko więcej. Nie po to przecież Jon poznał wreszcie prawdę o swoim pochodzeniu, byśmy to teraz zostawili, prawda? A zważywszy na słowa Sama, mimo rozgoryczenia (świetna scena, gdy dowiedział się o losie ojca i brata) słusznie zauważającego, że Daenerys może nie być gotowa na podobną uległość w kwestii tronu, co Snow, nietrudno dostrzec, że kieruje się nas w stronę zakończenia nieuwzględniającego happy endu dla tej pary. O ile przyjmiemy, że taki kiedykolwiek był w planach i, co jeszcze ważniejsze, jeśli naprawdę nas ta kwestia interesuje. Bo pomimo ciągłych prób emocjonalnego zaangażowania w związek Jona i Dany, nadal widzę tu głównie problem typu: "wiem, że przespałem się z własną ciotką i nie mam pojęcia, co z tym zrobić". A to wróży tej dwójce równie kiepsko, co fakt, że ciekawiej od nich wypada tu naprawdę sporo bohaterów. Gra o tron – powrót najważniejszych postaci Ot, choćby Sansa, która poza wykazywaniem znacznie większej dojrzałości w rządzeniu od swojego brata, zaliczyła również pouczające (dla niego) spotkanie z Tyrionem. Niby wiemy to od dawna, a jednak ciągle nie przestaje mnie zadziwiać, jak świetnie udało się rozwinąć tę postać. I nie sądzę, by na tym miało się skończyć, bo gdy tak oglądałem, jak najsprytniejsze umysły w Westeros próbowały znaleźć odpowiednie wyjście z sytuacji, nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że żaden nie dorównuje pani Winterfell. Prędzej w szranki z nią stanąć by pewnie mogła Cersei, choć i jej może w końcu wyjść bokiem odprawianie z kwitkiem kolejnych sojuszników. Złota Kompania to w końcu tylko najemnicy (w dodatku bez słoni), a Euron Greyjoy… cóż, powiedzmy, że do najbardziej godnych zaufania ludzi w Siedmiu Królestwach się nie zalicza. No ale przynajmniej nie nudzi królowej, a to już spore osiągnięcie. Trudno przewidzieć w tym momencie, co dokładnie siedzi w głowie Cersei (poza nienawiścią i żądzą zemsty, która nie omija nawet Jaimego), ale twórcy wciąż potrafią to sprzedać na tyle przekonująco, że w porównaniu z nią Nocny Król wydaje się tym mniejszym problemem. Zestawiając zaś to z aktualnymi wydarzeniami na północy, nie sposób nie ekscytować się nadchodzącymi odcinkami. Jasne, "Gra o tron" wciąż zmaga się ze znanymi skądinąd problemami, choćby w rozpaczliwy sposób zamykając luźne wątki (tym razem mieliśmy na przykład uratowaną mimochodem Yarę – a to tylko po to, żeby Theon mógł szybciutko wrócić do Winterfell), ale okłamywałbym sam siebie, twierdząc, że znacząco przeszkadza to w odbiorze. A gdy poza tym twórcy dostarczają nam na każdym kroku coś wyjątkowego, to o wadach zapomina się praktycznie od razu. Gra o tron – 8. sezon zapowiada się znakomicie Premiera 8. sezonu wypada zatem dokładnie tak, jak można było zakładać – nie fundując przełomowych wydarzeń, zgrabnie wyłożono fundamenty pod resztę historii, dając jednocześnie mocno do odczucia, że zbliża się koniec. Czasem zachowując powagę, a kiedy indziej ją przełamując. Sięgając po bardziej wyrafinowane sztuczki (zakończenie z Branem i Jaimem, czyli kolejne nawiązanie do pierwszego odcinka) i te doskonale z serialu znane (niczym nieuzasadniona erotyka). Emocjonując w subtelny sposób, jak przy spotkaniu Aryi z Jonem, albo w daleki od niego, ale bardzo skuteczny, jak w wyjętej rodem z horroru scenie z martwym lordem Umberem. Przy tym bogactwie atrakcji, najbardziej cieszy jednak coś znacznie prostszego – że w tej chwili tak naprawdę nieważne, jak się to wszystko skończy. Nieważne, czy uda się pokonać Nocnego Króla i kto zasiądzie na Żelaznym Tronie. Znacznie istotniejsze, że w odcinku zbierającym razem wielką liczbę bohaterów nie było wrażenia chaosu i szycia całości grubymi nićmi. Wręcz przeciwnie, wszyscy są na swoim miejscu, każdy przeszedł do niego długą drogę i w każdym przypadku ma ona ogromne znaczenie dla jego postawy. Po takim wprowadzeniu zostaje tylko cierpliwie czekać, co przyszykowali dla nich twórcy. Nowe odcinki Gry o tron w poniedziałki w HBO

gra o tron sezon 1 odcinek 8 seansik